Kącik Kornelkowego Taty - wpis drugi

W poprzednim wpisie zaledwie napomknąłem temat emocji, które towarzyszyły mi przez ostatni okres i ciągle nie odpuszczają, nowe, silniejsze – chociaż to o nich najbardziej chciałem napisać. Obecnie jednak skupmy się na nich i na okresie ciąży Kornelkowej Mamy.
Podstawowa emocja to lęk (przed zmianą ale i nie tylko) – o nim już trochę napisałem w uprzednim wpisie. Dodam, iż było także kilka akcji „szpitalno-lekarskich” – w związku z niepokojącymi krwawieniami, dziwnym samopoczuciem, zmianami skórnymi, brakiem ruchów dziecka czy też po prostu kontrolnych - pamiętam 3 wizyty u endokrynologa, jedną w szpitalu, 1 u dermatologa, 2 u lekarza 1-go kontaktu, 3 u ginekologa w Gdyni i około 10 u „lokalnego” ginekologa (a z pewnością nie wszystko wymieniłem). To wszystko podsycało lęk, budując atmosferę niepewności. Przypomnę też, iż Kornelkowa ciąża już na początku była zagrożona – Kornelkowa Mama do najzdrowszych nie należy, a wahania hormonalne bynajmniej nas nie uspokajały. Niepewność to dalej lęk, ale taki gryzący, nie dający spać i powodujący nerwowość.
A nerwowość to już podstępna bestia – nigdy nie wiadomo kiedy wyskoczy, kogo pogryzie i podrapie. Poskramianie jej jest właściwie niemożliwe, zaś samodyscyplina tylko trochę sprawę ułatwia.
Poczucie nierzeczywistości – to uczucie do tej pory trwa, a wręcz coraz bardziej rozpiera. Jak to, ja mam dziecko (a właściwie – to dziecko ma mnie)? Jak do tego doszło? Czy na pewno jestem dość dojrzały do tego? Patrząc na leżące w łóżeczku dziecię do tej pory szczypię się w ramię Dodatkowo ciąża to wejście w zupełnie nowe wymiary życia – świat wózeczków i fotelików (o tym jeszcze napiszę), świat pieluszek i kosmetyków dziecięcych, świat zdrowia i chorób dziecięcych i wydzielony z niego „podświat” szczepionek (temat rzeka – na pewno o nim jeszcze wspomnę). Wszystkie te światy łączy jedno – jesteśmy w nich świeżakami,
Tu wspomnę chwilę o przygotowaniu do porodu – czyli słów kilka o szkole rodzenia. Nie jest to miejsce, gdzie facet może czuć się swobodnie – kobiety z brzuchami, atmosfera różu rozpylonego w powietrzu (że wspomnę takie trochę infantylne słownictwo - ciągłe zdrobnianie słów „dzieciątka”, „pieluszki”, „kremiki” itp., wymiana doświadczeniami na temat kolorów kupek czy wielkości płodów), jednak nie rozumiem tych, co rękoma i nogami wzbraniają się przed taką szkołą. Panowie – przygotowanie teoretyczne z pewnością pomoże Wam w zrozumieniu w czym uczestniczycie – zarówno ciąży jak i porodu. Kilka zajęć jest wręcz obowiązkowych – pielęgnacja niemowlęcia, pierwsza pomoc, spotkanie z psychologiem. To naprawdę pomaga!
Wracając do emocji - umiarkowana radość – radość zapewne zrozumiecie, ale dlaczego umiarkowana? Wszystkie inne wymienione uprzednio emocje są z gatunku negatywnych i mocno hamują radość – dodatkowo nie spotykała się ona ze zrozumieniem, bo przecież Żona miała swoją własną kolej transsyberyjską emocji…

W kolejnym wpisie – prawdziwe męskie emocje podczas pobytu w szpitalu i porodu rodzinnego. Czy „męski” poród to bekon, piwo, chamstwo i… omdlenie?

Komentarze

  1. Ja co prawda do szkoły rodzenia nie chodziłam, ale Mąż był kilka razy ze mną u ginekologa, gdzie czekaliśmy nieraz po 2 godziny za przyjęciem i w poczekalni pełnej ciężarnych kobiet też nasłuchał się różnych "babskich" spraw, po czym oświadczył, że następnym razem będzie czekał w samochodzie, aby uniknąć takiej krępacji i mam go zawołać dopiero kiedy będzie moja kolej wejścia do gabinetu ;) A przy porodzie też był, lecę dalej czytać Twoją relację jak to przeżyłeś :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kornelkowa Mama na tropie wysypki!

Post dr Dąbrowskiej - dlaczego powinnam go przejść.

Pawilon ogrodowy SANKT HANS z Jysk - co powiemy na jego temat?