Ekologiczne zakupy, czyli o tym jak odkrywam nowości rynkowe dzięki swojej diecie cz.1
W zasadzie podstawy zdrowego odżywiania miałam już opanowane od dawna... niestety tylko w teorii. Zawsze kończyło się takim trochę słomianym zapałem.
Czytałam o komosie ryżowej w książkach Montignaca, więc musiała ową komosę kupić. Słyszałam o nasionach chia, więc je kupiłam...
I tak w mojej szafie rósł do tej pory pokaźny stosik zdrowych nowinek dietetycznych, .... których w większości przypadków nigdy nie użyłam :-(
Potem przyszła zaraza, o której Kornelkowy Tata pisał TUTAJ i część moich zapasów (a dokładniej rzecz ujmując, upchniętych w tych zapasach pieniędzy) poszła do kosza :-/
W międzyczasie była dieta rozpisana przez dietetyczkę, która nieco "liznęła" tych wszystkich produktów, ale tylko liznęła, bo użycie 40 g kaszy jednej czy drugiej to nie regularne korzystanie z danych substancji.
W taki sposób w mojej spiżarce znajdziecie nie tylko wspomniane chia, czy quinoę, ale też kaszę bulgur oraz wszelkie możliwe typy innych tradycyjnych kasz, wszelakie typy mąk od pszennej poprzez żytnią, kukurydzianą, na mące z ciecierzycy i migdałów skończywszy...., napoje sojowe, ryżowe, migdałowe..., i sama już nie wiem co ja tam jeszcze mam :-)
Nie piszę tego, żeby się chwalić... co to to nie, bo przypuszczam, że przynajmniej połowa zawartości tej mojej szafy jest już pewnie grubo po terminie :-) Ale wyrzucić mi szkoda, bo trochę to wszystko kosztowało, choć dawno już nie liczę ile, a do tego wydaje mi się, że te suche produkty to mimo swojej przeszłej daty ważności, to i tak mogą jeszcze być dobre...
Może i lepiej, że nie wiem jak powinny smakować, skoro części jadłam ;-)
Jednak jak widać w życiu na wszystko przychodzi czas, bo przy mojej nowej, zdrowej diecie nie dość, że staram się sukcesywnie wykorzystywać dobrodziejstwa tych wszystkich zapasów (upiekłam już chleb czystoziarnisty z wykorzystaniem chia - przepis na pewno pojawi się na blogu, robiłam coś na wzór risotto z quinoą oraz korzystałam też z mąki z ciecierzycy wykorzystując ją jako panierkę zamiast bułki tartej - to w zasadzie od czasu diety montignaca, jeszcze sprzed ciąży praktykowałam już zawsze) to jeszcze odkryłam kolejne nowinki, szukając inspiracji na blogach kulinarnych i dietetycznych.
Chcę Wam dzisiaj zatem zaprezentować to co ostatnio kupiłam i z czym to jem, bo o dziwo już prawie wszystko zostało przeze mnie przynajmniej raz użyte :-)
Dzisiaj skupię się na zakupach jakich dokonałam w sklepie diet-food.pl
Tam zaopatrzyłam się w zapas makaronu konjac, który uwaga, uwaga NIE MA KALORII!!! Tak dobrze czytacie, ma ZERO KALORII! Jest to w zasadzie błonnik w czystej postaci, przez co bardzo dobrze wypełnia mi żołądek dając uczucie sytości, a jednocześnie nie dostarcza żadnych kalorii.
Makaron jest w zasadzie bezsmakowy, ale bardzo dobrze przyjmuje smak tego z czym jest podawany. Ja spożywam go zarówno na słodko np. z jogurtem i owocami jak i na słono, np. w daniach w stylu azjatyckim lub też z typowym sosem pomidorowym lub bolognese :-)
Owego makaronu kupiłam aż 3 kilo, spodziewałam się jednak suchych nitek, a tu tymczasem przyszły worki wypełnione wodą o zapachu morza z makaronem pływającym wewnątrz. Ciężkie to było jak nie wiem....(a teraz skorzystałam z promocji 1+1 i makaronu przyjdzie ze trzy razy tyle :-)).
Drugim wynalazkiem jaki kupiłam w tym sklepie jest sproszkowane ziarna baobabu. Tak mnie ta nazwa zdziwiła, że zamówiła go z czystej ciekawości :-)
Producent deklaruje, że:
"Ziarna są bardzo pożywne, zalecane są w dietach niskokalorycznych. Jest również doskonały dla sportowców - pomaga niwelować poziom zmęczenia. Obniża wysoki poziom cukru we krwi. Bio baobab zawiera więcej witaminy C niż pomarańcze, więcej przeciwutleniaczy niż w czarnych porzeczkach. Ponadto ma 2 razy więcej wapnia niż w mleko, oraz 6 razy więcej potasu niż w bananach"
Cudo to można dodawać do jogurtu, muffinek, sałatek, wszelkich owsianek i płatków.
Póki co dobroczynnego działania jeszcze nie widzę, ale stosuję dość krótko, więc może faktycznie jest to jakiś cud-specyfik? Jeśli nic nie zauważę, to pewnie kolejny raz nie kupię :-)
Trzecim produktem z tego sklepu był cukier kokosowy. Jeszcze nie używany przeze mnie, bo w tym samym czasie odkryłam jeszcze inny zamiennik cukru, więc o nim pewnie napiszę w innym terminie.
W ramach prezentu od sklepu otrzymałam jeszcze makaron z alg morskich, ale jeszcze nie zdążyłam go wypróbować, więc na razie nie podzielę się opinią ;-) Jednak miłe jest to, że taki gratis został dołączony do paczki.
Czytałam o komosie ryżowej w książkach Montignaca, więc musiała ową komosę kupić. Słyszałam o nasionach chia, więc je kupiłam...
I tak w mojej szafie rósł do tej pory pokaźny stosik zdrowych nowinek dietetycznych, .... których w większości przypadków nigdy nie użyłam :-(
Potem przyszła zaraza, o której Kornelkowy Tata pisał TUTAJ i część moich zapasów (a dokładniej rzecz ujmując, upchniętych w tych zapasach pieniędzy) poszła do kosza :-/
W międzyczasie była dieta rozpisana przez dietetyczkę, która nieco "liznęła" tych wszystkich produktów, ale tylko liznęła, bo użycie 40 g kaszy jednej czy drugiej to nie regularne korzystanie z danych substancji.
W taki sposób w mojej spiżarce znajdziecie nie tylko wspomniane chia, czy quinoę, ale też kaszę bulgur oraz wszelkie możliwe typy innych tradycyjnych kasz, wszelakie typy mąk od pszennej poprzez żytnią, kukurydzianą, na mące z ciecierzycy i migdałów skończywszy...., napoje sojowe, ryżowe, migdałowe..., i sama już nie wiem co ja tam jeszcze mam :-)
Nie piszę tego, żeby się chwalić... co to to nie, bo przypuszczam, że przynajmniej połowa zawartości tej mojej szafy jest już pewnie grubo po terminie :-) Ale wyrzucić mi szkoda, bo trochę to wszystko kosztowało, choć dawno już nie liczę ile, a do tego wydaje mi się, że te suche produkty to mimo swojej przeszłej daty ważności, to i tak mogą jeszcze być dobre...
Może i lepiej, że nie wiem jak powinny smakować, skoro części jadłam ;-)
Jednak jak widać w życiu na wszystko przychodzi czas, bo przy mojej nowej, zdrowej diecie nie dość, że staram się sukcesywnie wykorzystywać dobrodziejstwa tych wszystkich zapasów (upiekłam już chleb czystoziarnisty z wykorzystaniem chia - przepis na pewno pojawi się na blogu, robiłam coś na wzór risotto z quinoą oraz korzystałam też z mąki z ciecierzycy wykorzystując ją jako panierkę zamiast bułki tartej - to w zasadzie od czasu diety montignaca, jeszcze sprzed ciąży praktykowałam już zawsze) to jeszcze odkryłam kolejne nowinki, szukając inspiracji na blogach kulinarnych i dietetycznych.
Chcę Wam dzisiaj zatem zaprezentować to co ostatnio kupiłam i z czym to jem, bo o dziwo już prawie wszystko zostało przeze mnie przynajmniej raz użyte :-)
Dzisiaj skupię się na zakupach jakich dokonałam w sklepie diet-food.pl
Tam zaopatrzyłam się w zapas makaronu konjac, który uwaga, uwaga NIE MA KALORII!!! Tak dobrze czytacie, ma ZERO KALORII! Jest to w zasadzie błonnik w czystej postaci, przez co bardzo dobrze wypełnia mi żołądek dając uczucie sytości, a jednocześnie nie dostarcza żadnych kalorii.
Makaron jest w zasadzie bezsmakowy, ale bardzo dobrze przyjmuje smak tego z czym jest podawany. Ja spożywam go zarówno na słodko np. z jogurtem i owocami jak i na słono, np. w daniach w stylu azjatyckim lub też z typowym sosem pomidorowym lub bolognese :-)
Owego makaronu kupiłam aż 3 kilo, spodziewałam się jednak suchych nitek, a tu tymczasem przyszły worki wypełnione wodą o zapachu morza z makaronem pływającym wewnątrz. Ciężkie to było jak nie wiem....(a teraz skorzystałam z promocji 1+1 i makaronu przyjdzie ze trzy razy tyle :-)).
Drugim wynalazkiem jaki kupiłam w tym sklepie jest sproszkowane ziarna baobabu. Tak mnie ta nazwa zdziwiła, że zamówiła go z czystej ciekawości :-)
Producent deklaruje, że:
"Ziarna są bardzo pożywne, zalecane są w dietach niskokalorycznych. Jest również doskonały dla sportowców - pomaga niwelować poziom zmęczenia. Obniża wysoki poziom cukru we krwi. Bio baobab zawiera więcej witaminy C niż pomarańcze, więcej przeciwutleniaczy niż w czarnych porzeczkach. Ponadto ma 2 razy więcej wapnia niż w mleko, oraz 6 razy więcej potasu niż w bananach"
Cudo to można dodawać do jogurtu, muffinek, sałatek, wszelkich owsianek i płatków.
Póki co dobroczynnego działania jeszcze nie widzę, ale stosuję dość krótko, więc może faktycznie jest to jakiś cud-specyfik? Jeśli nic nie zauważę, to pewnie kolejny raz nie kupię :-)
Trzecim produktem z tego sklepu był cukier kokosowy. Jeszcze nie używany przeze mnie, bo w tym samym czasie odkryłam jeszcze inny zamiennik cukru, więc o nim pewnie napiszę w innym terminie.
W ramach prezentu od sklepu otrzymałam jeszcze makaron z alg morskich, ale jeszcze nie zdążyłam go wypróbować, więc na razie nie podzielę się opinią ;-) Jednak miłe jest to, że taki gratis został dołączony do paczki.
Jeśli zaś chodzi o same zakupy w sklepie internetowym, to firma urzekła mnie swoim sprawnym działaniem. Wczoraj zamówiłam wieczorem kolejne makarony, a dzisiaj już dostałam potwierdzenie z Pocztex'u że przesyłka została nadana :-) Także z całą pewnością mogę Wam polecić, jeśli reflektujecie na bezkaloryczny makaron :-)
Ja mam pod nosem sklep ze zdrową żywnością, więc zazwyczaj tam dopadam jakieś smaczki :) Ostatnio nie mogę oderwać się od soku z pędów sosny, którym to słodzę herbatę :)
OdpowiedzUsuńdaj znac jak ten makaron z alg morskich! bo konjakowy mi tak średnio smakował, porównasz jakos ? plis
OdpowiedzUsuń