NIGDY Ciebie nie zostawię !!!
Kilka dni temu Polskę obiegła wiadomość o kobiecie, która we wrocławskim oknie życia zostawiła swoją 1,5 roczną córeczkę. O kobiecie, która po prostu zostawiła dziecko!
I to nie noworodka, nie dziecko totalnie nieświadome, tylko dziecko już zżyte z mamą emocjonalnie.... dokładnie rówieśniczkę Kornelki!
Temat tak jakoś do mnie nie docierał... powiedziałabym wpadł jednym uchem, wypadł drugim. Jednak dzisiaj jak zerknęłam na wpisy na blogach, stwierdziłam że też muszę się do tematu odnieść.
Nie mam zamiaru oceniać tej kobiety, bo zdaję sobie sprawę że sytuacje życiowe są różne. Można mówić o problemach finansowych, trudnej sytuacji w domu (nie wiem może były bite, albo coś jeszcze gorszego....nie wnikam, bo nie znam tej kobiety). Można też NIE mówić np. o tym, że matka mogła okazać się poważnie chora i obawiać się, czy jakby jej się coś stało, to ktokolwiek zostałby z tym dzieckiem...., albo o tym że gdzieś tam w środku ma depresję (poporodową), bo ta potrafi pojawić się nawet po roku od porodu i nieleczona prowadzi do różnych zachowań....sytuacji jest wiele, a ja wyobraźnię mam bujną i sama nie jestem zdrowa (tzn. psychicznie zdrowa jestem, gorzej ze zdrowiem fizycznym), więc niektóre obawy też i w mojej głowie się czasem rodzą...
W tym wpisie chciałam tylko przekazać Wam jak bardzo żal mi jest tej mamy i jej dziecka.
Żal mi dziecka z oczywistych powodów. Tych to nawet wymieniać nie trzeba...
Ale żal mi też matki, bo sama zrzekła się przywileju jaki jej dano. Przywileju - bo osobiście uważam, że zaszczytem dla rodziców jest obserwowanie swojego dziecka, kształtowanie go i tak naprawdę podziwianie geniuszu natury, jakim jest taka mała istotka zrodzona z nas samych!
Ja czerpię ogromną przyjemność z obserwowania nowych umiejętności jakimi wykazuje się Kornelka! Każde nowe słowo powoduje na moich ustach uśmiech. Cieszyłam się nawet kiedy Kornelia po raz pierwszy o mało co nie nasiusiała do nocnika (ten aspekt u nas nadal leży i kwiczy), nasiusiała PRZED nocnikiem, a my mieliśmy trochę sprzątania, ale i tak sukcesem był fakt, że zakomunikowała chęć siusiania.... tylko rodzice dali ciała, bo nie zdjęli w porę całej masy ubrań i pieluszki :-)
Nie raz się na nią zdenerwuję, nie raz mi podniesie ciśnienie, bo brój jest z Niej niesamowity. Nie skupi się na niczym dłużej niż dwie minuty... jest wszędzie i w każdym czasie. Sieje spustoszenie w każdym pomieszczeniu w jaki się pojawia, .... ale .... nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej!
Czasem bycie mamą też mnie przerasta. Czasem rano nie mam ochoty wychodzić z łóżka, zwłaszcza jak słyszę jej energiczne okrzyki, w formie: " rusz się matka! Ja chcę Cię dzisiaj znów wykończyć!"
Zwykle boję się takich dni, ale strach ma wielkie oczy :-)
Takie jak moja Córeczka!
Wtedy biorę kilka wdechów i wstaję z łóżka, a gdy wchodzę do pokoju Małej, to widzę ten jej uśmiech i wyciągniętą w moją stronę dłoń ze smoczkiem.... i słyszę obowiązkowe pytanie: "scesz...?" No to mówię: " tak, chcę" i zabieram jej smoczka, wyjmuję szczebelki z łóżeczka i wiem, że tego byka za rogi chwycić muszę, a właściwie to SCEM!
Chcę, bo to przecież spełnienie moich marzeń. I nie ważny tu dom, czy kasa na koncie! Nie ważne, że studiowałam 7 lat i nie ma dla mnie pracy! Nie ważne, że czasem jest mi źle, smutno samej tylko z Nią w domu, gdy Kornelkowy Tata jest w pracy!
To dla Niej tutaj jestem, dla Niej próbuję pracować w domu i przemeblowałam całe moje życie.
Nie uważam tego za poświęcenie, nie pamiętam już za dobrze tego życia sprzed Kornelii, ale czekam też na Jej większą samodzielność i być może nasz (rodziców) pierwszy wyjazd bez dziecka.
Tymczasem jednak chłonę te chwile "ulotne jak motyle", bo widzę jak ekspresowo mi dziecko rośnie... już tęsknię do tego maleństwa sprzed roku, a co będzie jak Kornelia pójdzie do szkoły?
Dlatego żal mi tej matki, bo sama zrezygnowała z takich pięknych momentów życia! Już nie usiądzie, jak ja to czynię przy łóżeczku i nie popatrzy na swoją córeczkę gdy ta smacznie śpi..., nie upiecze z nią świątecznych ciasteczek (czego ja już się doczekać nie mogę), .... nie zaśpiewa jej kołysanki do snu, gdy mała nie będzie mogła zasnąć....
I wiem, że ta kobieta będzie nie raz żałowała swojej decyzji, o ile już jej nie żałuje.... :-(
I to nie noworodka, nie dziecko totalnie nieświadome, tylko dziecko już zżyte z mamą emocjonalnie.... dokładnie rówieśniczkę Kornelki!
źródło: demotywatory.pl
Temat tak jakoś do mnie nie docierał... powiedziałabym wpadł jednym uchem, wypadł drugim. Jednak dzisiaj jak zerknęłam na wpisy na blogach, stwierdziłam że też muszę się do tematu odnieść.
Nie mam zamiaru oceniać tej kobiety, bo zdaję sobie sprawę że sytuacje życiowe są różne. Można mówić o problemach finansowych, trudnej sytuacji w domu (nie wiem może były bite, albo coś jeszcze gorszego....nie wnikam, bo nie znam tej kobiety). Można też NIE mówić np. o tym, że matka mogła okazać się poważnie chora i obawiać się, czy jakby jej się coś stało, to ktokolwiek zostałby z tym dzieckiem...., albo o tym że gdzieś tam w środku ma depresję (poporodową), bo ta potrafi pojawić się nawet po roku od porodu i nieleczona prowadzi do różnych zachowań....sytuacji jest wiele, a ja wyobraźnię mam bujną i sama nie jestem zdrowa (tzn. psychicznie zdrowa jestem, gorzej ze zdrowiem fizycznym), więc niektóre obawy też i w mojej głowie się czasem rodzą...
W tym wpisie chciałam tylko przekazać Wam jak bardzo żal mi jest tej mamy i jej dziecka.
Żal mi dziecka z oczywistych powodów. Tych to nawet wymieniać nie trzeba...
Ale żal mi też matki, bo sama zrzekła się przywileju jaki jej dano. Przywileju - bo osobiście uważam, że zaszczytem dla rodziców jest obserwowanie swojego dziecka, kształtowanie go i tak naprawdę podziwianie geniuszu natury, jakim jest taka mała istotka zrodzona z nas samych!
Ja czerpię ogromną przyjemność z obserwowania nowych umiejętności jakimi wykazuje się Kornelka! Każde nowe słowo powoduje na moich ustach uśmiech. Cieszyłam się nawet kiedy Kornelia po raz pierwszy o mało co nie nasiusiała do nocnika (ten aspekt u nas nadal leży i kwiczy), nasiusiała PRZED nocnikiem, a my mieliśmy trochę sprzątania, ale i tak sukcesem był fakt, że zakomunikowała chęć siusiania.... tylko rodzice dali ciała, bo nie zdjęli w porę całej masy ubrań i pieluszki :-)
Nie raz się na nią zdenerwuję, nie raz mi podniesie ciśnienie, bo brój jest z Niej niesamowity. Nie skupi się na niczym dłużej niż dwie minuty... jest wszędzie i w każdym czasie. Sieje spustoszenie w każdym pomieszczeniu w jaki się pojawia, .... ale .... nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej!
Czasem bycie mamą też mnie przerasta. Czasem rano nie mam ochoty wychodzić z łóżka, zwłaszcza jak słyszę jej energiczne okrzyki, w formie: " rusz się matka! Ja chcę Cię dzisiaj znów wykończyć!"
Zwykle boję się takich dni, ale strach ma wielkie oczy :-)
Takie jak moja Córeczka!
Wtedy biorę kilka wdechów i wstaję z łóżka, a gdy wchodzę do pokoju Małej, to widzę ten jej uśmiech i wyciągniętą w moją stronę dłoń ze smoczkiem.... i słyszę obowiązkowe pytanie: "scesz...?" No to mówię: " tak, chcę" i zabieram jej smoczka, wyjmuję szczebelki z łóżeczka i wiem, że tego byka za rogi chwycić muszę, a właściwie to SCEM!
Chcę, bo to przecież spełnienie moich marzeń. I nie ważny tu dom, czy kasa na koncie! Nie ważne, że studiowałam 7 lat i nie ma dla mnie pracy! Nie ważne, że czasem jest mi źle, smutno samej tylko z Nią w domu, gdy Kornelkowy Tata jest w pracy!
To dla Niej tutaj jestem, dla Niej próbuję pracować w domu i przemeblowałam całe moje życie.
Nie uważam tego za poświęcenie, nie pamiętam już za dobrze tego życia sprzed Kornelii, ale czekam też na Jej większą samodzielność i być może nasz (rodziców) pierwszy wyjazd bez dziecka.
Tymczasem jednak chłonę te chwile "ulotne jak motyle", bo widzę jak ekspresowo mi dziecko rośnie... już tęsknię do tego maleństwa sprzed roku, a co będzie jak Kornelia pójdzie do szkoły?
Dlatego żal mi tej matki, bo sama zrezygnowała z takich pięknych momentów życia! Już nie usiądzie, jak ja to czynię przy łóżeczku i nie popatrzy na swoją córeczkę gdy ta smacznie śpi..., nie upiecze z nią świątecznych ciasteczek (czego ja już się doczekać nie mogę), .... nie zaśpiewa jej kołysanki do snu, gdy mała nie będzie mogła zasnąć....
I wiem, że ta kobieta będzie nie raz żałowała swojej decyzji, o ile już jej nie żałuje.... :-(
Smutne, ale prawdziwe... :(
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie żebym miała zrzec się swojego synka, nigdy w życiu!
Ja też sobie nie wyobrażam takiej sytuacji! Codziennie patrzę na ten mój Biegający Cud i nie mogę się nadziwić jaka ona jest niesamowita :-) Życie bez Niej nie miałoby najmniejszego sensu! Zwłaszcza teraz, kiedy to dano mi szanse ją poznawać.
UsuńNie wyobrażam sobie jak można zostawić dziecko...biedny maluszek. ..
OdpowiedzUsuńNiestety trauma w tej dziewczynce pozostanie pewnie na zawsze... bo coraz to większa świadomość u takiego dzieciaczka przejawia się w tym wieku z dnia na dzień. Sama widzę ile zapamiętuje Kornelia..., z tą dziewczynką pewnie jest podobnie.
Usuń