Czas aby zjeść coś więcej

Kilka dni temu pisałam o prezentach jakie dostałyśmy z Kornelią od firm produkujących artykuły żywieniowe dla niemowląt. Pisałam również o poradniku jaki był w jednej z przesyłek.
Dzisiaj natomiast opowiem Wam jak wygląda u nas rozszerzanie diety i co robię, aby nie zbankrutować w czasie zakupów tego maleńkiego jedzonka.

Najpierw może o tym, dlaczego JUŻ rozszerzam dietę mojej córeczki.
Kornelia od pierwszych godzin swojego życia pije mleko mamy. Teoretycznie do końca 6 miesiąca nie musiałaby jeść, ani pić nic innego. Jednak od czasu szczepienia (jakieś 2 tygodnie) mamy problem z jedzeniem. Moje dziecko nie bardzo ma ochotę ssać. Nie chce w dzień ani piersi, ani nawet mojego mleka z butelki. Leczymy pleśniawki w buźce, więc ciągle mam nadzieję, że te fochy przy jedzeniu są tego efektem i miną wraz z wyleczeniem drożdżaków.
W nocy sytuacja jest poprawna. Pomijam fakt, że moje dziecko w zasadzie jest w stanie przespać całą noc, to ja budzę się dwa razy i biorę ją śpiącą do piersi, bo przecież kiedyś jeść musi.

Zaobserwowałam jednak, że mimo iż ssać nie chce, głodna czasem jest i dość chętnie je jak jej podaję pokarm łyżeczką, kiedy siedzi w leżaczku-bujaczku. W sytuacji ekstremalnej siedzę przy niej i daję jej łyżeczką moje mleko, ale ... no właśnie podanie 70ml jest wyczynem zajmującym nam przynajmniej 30min., a przecież w tym wieku taka porcja to zaledwie połowa zalecanej ilości.

Widząc jak się oblizuje kiedy widzi, że z mężem jemy śniadanie, pomyślałam sobie, a może by już spróbować włączyć coś do diety...?
No i tak podjęliśmy decyzję. W zeszłą sobotę Kornelia dostała swoją pierwszą marchewkę.
Początkowo miałam zamiar gotować jej wszystko sama, ale w naszym chemicznym świecie nie mam pewności co kupuję.
Sama jestem z wykształcenia chemikiem i dokładnie pamiętam jak na jednym z wykładów pewna pani doktor mówiła nam o swojej ogórkowej marchewce. Mówiła, że marchewka hodowana bez nawozów nigdy nie będzie wielka i dorodna, nigdy nie będzie nieskazitelna. Marchewka z własnego ogródka/uprawy, będzie mała, może mieć gdzieniegdzie robaczka.
Z ta myślą poszłam na targ. Obeszłam stragany i dotarłam do zaufanej mi pani, u której od lat kupuję pomidory i fasolkę szparagową. Zapytałam o marchewkę, pani zapewniła mnie, że spokojnie mogę ją Kornelii podać i że pochodzi ona z ich uprawy. Wzięłam dwie, ale nie dałam Kornelii ani jednej. Dlaczego? ...bo stwierdziłam, że mimo wszystko niczym nie różni się ona od tej marketowej. Jest bardzo duża i zbyt nieskazitelna, aby mogła być hodowana bez nawozów. Doszłam do wniosku, że własna uprawa, w tym przypadku nie oznacza przecież uprawa ekologiczna, bez nawozów sztucznych.

Na szczęście w paczuszkach opisanych TUTAJ były dwa słoiczki z marchewką, więc na pierwszy ogień poszły właśnie one.
Kornelia zajadała z uśmiechem. Najpierw zdziwiła się smakiem i miała ochotę wszystko wypchnąć językiem, ale po chwili przyzwyczaiła się do nowości i za pierwszym razem zjadła 10g marchewki.
Na drugi ogień poszedł pasternak o dziwo spodobał jej bardziej od marchewki, a wczoraj dostała też brokuła, którego zjadła pół słoiczka.

Oczywiście spożycie pierwszego stałego posiłku było w naszym domu wydarzeniem bardzo ważnym, toteż zostało one upamiętnione małą sesją zdjęciową:-)





Na początku wpisu napomknęłam o tym, że kupując takie słoiczki, a nie gotując w domu można pójść z torbami. Niestety jest to prawdą, gdyż za najmniejsze opakowanie płacimy najtaniej 3zł, a większe kosztują nawet 6-7zł za sztukę, a przecież to jest słoiczek na raz, max. dwa razy.
My na razie powoli wprowadzamy drobne warzywka, a co będzie jak Kornelia będzie jadła już regularne posiłki? Trzeba będzie dać obiadek, deserek, kaszkę, przecież dzienna kwota wyniesie przynajmniej 10-12zł.
Wiem, powiecie - gotuj sama! Macie rację, za jakiś czas zacznę, ale teraz idzie zima, ja ogródka jeszcze nie mam, nie mam też zaufanego dostawcy warzyw i owoców, o mięsku nie wspomnę. No i uczciwie jak mam w kuchni gotować kawalątek marchewki, to zwyczajnie mi się nie chce:-)

Zatem co robię, aby było taniej? Kupuję jak jest okazja. Teraz w Biedronce jest promocja na Bobovitę, kupując trzy produkty zapłacimy taniej niż gdziekolwiek:-)


Niejednokrotnie w Tesco można było kupić 6szt. w cenie 4. Dla mnie nie ważne było to, że obiadki były dla troszkę starszych niż Kornelia dzieci - doczekają się, a terminy mają na zaś.

W Rossmannie natomiast warto patrzeć na zieloną akcję "Cena na do widzenia". Tam wówczas kupiłam mniejsze deserki za niecałe 1,80zł, a te większe za 2,5zł.
Skorzystałam też ze zniżek Hippa, które dostałam w paczuszce i uzbierał nam się już niezły zapas. 
Na zdjęciu wszystkiego nie ma, bo w piwnicy czeka jeszcze wypełniona lodówka turystyczna ze Smakami Świata Bobovity i zapasem Hippa:-)

A Wy czym żywicie/planujecie żywić Wasze dzieci? Może gotujecie same? Podzielcie się swoim doświadczeniem:-)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kornelkowa Mama na tropie wysypki!

Post dr Dąbrowskiej - dlaczego powinnam go przejść.

Pawilon ogrodowy SANKT HANS z Jysk - co powiemy na jego temat?