Dylematy młodej mamy - prawdziwy płacz czy wymuszanie?
Dużo mówi się o tzw. "buncie dwulatka", a czy nie jest czasem tak, że to charakterek malucha powoduje, że przechodzi on bunt na wielu etapach swojego życia? Może w niektórych przypadkach można mówić o buncie roczniaka, dwulatka, trzylatka itp.?
Kornelia wczoraj skończyła 10 miesięcy. Czas ten minął mi jak mrugnięcie okiem. Nie wiem kiedy z maleństwa stała się już całkiem komunikatywną panienką. Pewnie bardziej doświadczone mamy powiedzą: " co to jest 10 miesięcy!" Tak, macie rację,... to niedużo jeśli spojrzy się na nasze życie, ale patrząc z mojej perspektywy to przecież CAŁE ŻYCIE! Kornelii :-)
No dobra, ale do rzeczy :-)
Od jakiegoś czasu obserwuję jak rozwija się charakter mojej córki. Nadziwić się nie mogę, że jest aż tak uparta. Dodatkowo efekt ten potęgowany jest od kilku dni wyrzynaniem się prawej górnej jedynki, zatem daje się we znaki również w nocy.
Niejednokrotnie staję przed dylematem, w jaki sposób powinnam reagować na zachowania Małej. Kornelia bowiem zdaje się wymuszać wszystko płaczem. Robi to tak dramatycznie, że bardzo łatwo można dać się nabrać.
Przykładem jest jej zachowanie gdy zabraniamy jej majstrować przy gniazdkach elektrycznych.
Co prawda wszystkie mamy pozaślepiane, ale i tak uważamy że warto ją zawczasu uczyć, że to nie służy do zabawy, bo wystarczy że pójdziemy do dziadków gdzie nie będzie zabezpieczeń i już tragedia gotowa.
Zatem jak wygląda taka nauka....?
Kornelia zmierza do gniazdka i już wyciąga rękę aby go dotknąć (czasem bywa, że np. komputer się ładuje, więc próbuje ciągnąć za kabel). Nasza reakcja: "Kornelio nie wolno! Zostaw gniazdko, bo zrobisz sobie ała!" Nie wolno!" + pogrożenie palcem.
Reakcja Kornelii: cofa rękę, siada, patrzy na nas, spuszcza spojrzenie i zaczyna rozpaczliwie płakać! Płacz jest tragiczniejszy niż ten, kiedy faktycznie się uderzy, albo coś ją zaboli. Można go jednak rozpoznać od tego drugiego, bo jest bardziej "teatralny". Po chwili całe policzki ma zalane łzami, a spojrzenie niczym kot ze Shreka. Przestaje płakać - bada grunt, czy jest pozytywna dla niej reakcja. Jeśli nie widzi zainteresowania, znowu wyciąga rękę do gniazdka myśląc, że mama/tata tego nie widzą. My natomiast powtarzamy nasze: "Kornelio nie wolno!......" i gra zaczyna się od nowa ;-)
Po trzech seriach zwykle moja córka daje za wygraną i idzie w inny kąt broić na nowo co innego.
Teraz już gniazdka nie są numerem 1, bo widzi że jesteśmy konsekwentni, ale był czas, że jeśli nie udało jej się w dużym pokoju z nami wygrać, to po cichutku (o ile w jej przypadku takie pojęcie w ogóle istnieje) raczkowała do kuchni pobawić się innym gniazdkiem. My natomiast musieliśmy wszystkie kontakty w mieszkaniu potraktować tak samo, więc "szopka" wędrowała od pomieszczenia do pomieszczenia :-)
Podobne zachowania mają miejsce na spacerach, kiedy Kornelia ma na głowie czapkę bez wiązania. Próbuje ją zdejmować, a każde pogrożenie palcem i stwierdzenie, że nie wolno kończy się dramatyczną reakcją mojej córki.
Od dwóch dni hitem jest kuchenka mikrofalowa, która stoi akurat na poziomie stojącej Kornelii. Zatem, gdy drzwi pokoju są otwarte, to po jakichś dwóch minutach można usłyszeć znajomy sygnał ustawianego czasu. Nie raz ją stamtąd zabieram i widzę, że kuchenka ma działać przez najbliższe 90 min! Na szczęście na razie kończy się na ustawianiu czasu, włączyć urządzenia jeszcze nie umie :-)
Kiedy ją zabieram z kuchni to jeszcze nie prezentuje swojej płaczliwej postawy, pytanie tylko jak długo....?
Jednak od kilku dni największym moim problemem jest fakt, że Kornelia nie da się posadzić, postawić, czy jakby tego nie nazwać odłożyć w łóżeczku/podłodze z zabawkami. Każda próba zostawienia jej na minutę kończy się ni to płaczem, ni jęczeniem. Marudzi okrutnie i nie mam pojęcia o co jej chodzi. Biorę ją wówczas na kolana i tak sobie siedzimy przez pół godziny, aż w końcu muszę wstać i coś zrobić. Odłożenie jej zawsze kończy się tak samo....
Nie wiem czy to jest wymuszanie uwagi, potrzeba bliskości? A może coś ją boli? Cokolwiek to jest, jest bardzo uciążliwe bo uniemożliwia mi w miarę normalne funkcjonowanie, z pójściem do toalety, zjedzeniem śniadania włącznie :-/
Drogie Mamusie, czy Wasze dzieci miały/mają podobnie? Może to nie Kornelia jest charakterna, tylko jest to normalne u maluchów w tym wieku?
Napiszcie jak to było u Was.
Kornelia wczoraj skończyła 10 miesięcy. Czas ten minął mi jak mrugnięcie okiem. Nie wiem kiedy z maleństwa stała się już całkiem komunikatywną panienką. Pewnie bardziej doświadczone mamy powiedzą: " co to jest 10 miesięcy!" Tak, macie rację,... to niedużo jeśli spojrzy się na nasze życie, ale patrząc z mojej perspektywy to przecież CAŁE ŻYCIE! Kornelii :-)
No dobra, ale do rzeczy :-)
Od jakiegoś czasu obserwuję jak rozwija się charakter mojej córki. Nadziwić się nie mogę, że jest aż tak uparta. Dodatkowo efekt ten potęgowany jest od kilku dni wyrzynaniem się prawej górnej jedynki, zatem daje się we znaki również w nocy.
Niejednokrotnie staję przed dylematem, w jaki sposób powinnam reagować na zachowania Małej. Kornelia bowiem zdaje się wymuszać wszystko płaczem. Robi to tak dramatycznie, że bardzo łatwo można dać się nabrać.
Przykładem jest jej zachowanie gdy zabraniamy jej majstrować przy gniazdkach elektrycznych.
Co prawda wszystkie mamy pozaślepiane, ale i tak uważamy że warto ją zawczasu uczyć, że to nie służy do zabawy, bo wystarczy że pójdziemy do dziadków gdzie nie będzie zabezpieczeń i już tragedia gotowa.
Zatem jak wygląda taka nauka....?
Kornelia zmierza do gniazdka i już wyciąga rękę aby go dotknąć (czasem bywa, że np. komputer się ładuje, więc próbuje ciągnąć za kabel). Nasza reakcja: "Kornelio nie wolno! Zostaw gniazdko, bo zrobisz sobie ała!" Nie wolno!" + pogrożenie palcem.
Reakcja Kornelii: cofa rękę, siada, patrzy na nas, spuszcza spojrzenie i zaczyna rozpaczliwie płakać! Płacz jest tragiczniejszy niż ten, kiedy faktycznie się uderzy, albo coś ją zaboli. Można go jednak rozpoznać od tego drugiego, bo jest bardziej "teatralny". Po chwili całe policzki ma zalane łzami, a spojrzenie niczym kot ze Shreka. Przestaje płakać - bada grunt, czy jest pozytywna dla niej reakcja. Jeśli nie widzi zainteresowania, znowu wyciąga rękę do gniazdka myśląc, że mama/tata tego nie widzą. My natomiast powtarzamy nasze: "Kornelio nie wolno!......" i gra zaczyna się od nowa ;-)
Po trzech seriach zwykle moja córka daje za wygraną i idzie w inny kąt broić na nowo co innego.
Teraz już gniazdka nie są numerem 1, bo widzi że jesteśmy konsekwentni, ale był czas, że jeśli nie udało jej się w dużym pokoju z nami wygrać, to po cichutku (o ile w jej przypadku takie pojęcie w ogóle istnieje) raczkowała do kuchni pobawić się innym gniazdkiem. My natomiast musieliśmy wszystkie kontakty w mieszkaniu potraktować tak samo, więc "szopka" wędrowała od pomieszczenia do pomieszczenia :-)
Podobne zachowania mają miejsce na spacerach, kiedy Kornelia ma na głowie czapkę bez wiązania. Próbuje ją zdejmować, a każde pogrożenie palcem i stwierdzenie, że nie wolno kończy się dramatyczną reakcją mojej córki.
Od dwóch dni hitem jest kuchenka mikrofalowa, która stoi akurat na poziomie stojącej Kornelii. Zatem, gdy drzwi pokoju są otwarte, to po jakichś dwóch minutach można usłyszeć znajomy sygnał ustawianego czasu. Nie raz ją stamtąd zabieram i widzę, że kuchenka ma działać przez najbliższe 90 min! Na szczęście na razie kończy się na ustawianiu czasu, włączyć urządzenia jeszcze nie umie :-)
Kiedy ją zabieram z kuchni to jeszcze nie prezentuje swojej płaczliwej postawy, pytanie tylko jak długo....?
Jednak od kilku dni największym moim problemem jest fakt, że Kornelia nie da się posadzić, postawić, czy jakby tego nie nazwać odłożyć w łóżeczku/podłodze z zabawkami. Każda próba zostawienia jej na minutę kończy się ni to płaczem, ni jęczeniem. Marudzi okrutnie i nie mam pojęcia o co jej chodzi. Biorę ją wówczas na kolana i tak sobie siedzimy przez pół godziny, aż w końcu muszę wstać i coś zrobić. Odłożenie jej zawsze kończy się tak samo....
Nie wiem czy to jest wymuszanie uwagi, potrzeba bliskości? A może coś ją boli? Cokolwiek to jest, jest bardzo uciążliwe bo uniemożliwia mi w miarę normalne funkcjonowanie, z pójściem do toalety, zjedzeniem śniadania włącznie :-/
Dziarska mina zawsze wtedy, gdy jest blisko mama :-)
Mamo nie łudź się! Już do Ciebie idę! Nie będę tu sama siedziała!
O widzisz, tak jest znacznie lepiej! .... przynajmniej mnie :-)
O robisz mi zdjęcia! No to się uśmiechnę :-)
Drogie Mamusie, czy Wasze dzieci miały/mają podobnie? Może to nie Kornelia jest charakterna, tylko jest to normalne u maluchów w tym wieku?
Napiszcie jak to było u Was.
O tak, moje dziecię także ma takie akcje. Dziś ma ponad dwa lata i jest coraz weselej. Miał takie momenty, że wpadał do domu z tatą, wbiegał do dużego pokoju, padał twarzą na dywan i wył. Nie wiem dlaczego do dzisiaj. Teraz już idzie się z nim dogadać. Bo umie powiedzieć co mu jest. Ale nadal napady złości mnie rozwalają i czasem mam dość. Ale zauważyłam, że nazwanie tego co czuje pomaga. Czyli jak płacze to mu mówię: Czy Jasiu jest zły, taki zły jak wilk? "TAK!" A czy nóżki też się złoszczą? TAK! A jak je połaskoczę to będzie im lepiej? TAK (już z uśmiechem). I po łaskotkach już jest uśmiech i zabawa. Jeszcze nie umie wyjaśnić na co jest zły, ale samo nazwanie emocji pomaga. Bo tak sobie myślę, że taki maluch często nie wie co mu jest i co to jest za emocja, którą odczuwa, a odczuwa ją całą sobą. I my jesteśmy po to żeby mu w tym pomóc.
OdpowiedzUsuńPolecam Ci Kasiu : http://dobrarelacja.pl/ i http://agnieszkastein.pl/blog/
OdpowiedzUsuńObstawiam lęk separacyjny. U nas to samo, Tosia (prawie 11 mies.) świetnie się bawi zabawkami sama, ale pod warunkiem, że siedzę lub leżę tuż obok. Wstaję - i już koniec zabawy. Liczę na to, że przejdzie.
OdpowiedzUsuń