Święta, święta i po.....

Początkowo miałam nadzieję napisać jeszcze jeden wpis w wigilię, ale niestety się nie udało. Nawał pracy i opieka nad Kornelią spowodowały, że ten dzień minął mi niepostrzeżenie, podobnie jak większość dni spędzonych z moją kochaną Córeczką.

Zatem dzisiaj troszkę o naszych minionych, pierwszych wspólnych Świętach Bożego Narodzenia.
Najpierw były szalone przygotowania, sprzątanie, pieczenie i troszkę kucharzenia, ale tak jak pisałam kilka dni temu, nie za dużo bo nikogo u siebie nie gościliśmy, za to sami troszkę objadaliśmy nasze rodziny.
W wigilię na 16.00 mieliśmy być u teściów, ale jak to w życiu młodych rodziców bywa, nie udało się dotrzeć na czas. Raz, że ciężko było wszystko ogarnąć, bo Kornelkowy Tata dopiero o 14.30 wrócił z pracy, dwa że zawsze coś wypadnie: a to nieprzewidziana zmiana pieluchy, a to telefon z życzeniami od osoby, od której nie wypada nie odebrać....
Na wieczerzy zlądowaliśmy więc o 16.30. Tradycyjnie był opłatek, życzenia, no i jedzonko.

Kornelcia początkowo szykowna i urocza, 
po posiłku już nieco mniej, ale i tak najgorzej nie było:-)

Po słonym był czas na prezenty, ale o Kornelkowych pakuneczkach napiszę przy następnej okazji. Następnie na stół wkroczyły talerze z ciastem. Jak zwykle wszystkiego było tyle, że łatwo było o przesłodzenie (jak to u teściów - cukrzyków :-/ przystało).
Posiedzieliśmy z rodzinką Kornelkowego Taty do 19, a potem wracając do domu postanowiliśmy jeszcze odwiedzić moją część rodziny, świętującą w domu mojej cioci (niedaleko naszego mieszkania). 
Tam Kornelia pod choinką znalazła kolejne zabawki i została "porwana" przez spragnionych jej obecności dziadków i pradziadków. Troszkę nerwy jej już wtedy puściły, bo na jednej wigilii nieznajome twarze, a na kolejnej wszyscy chcieli ją na ręce,..... stanowczo było jej tego za wiele!
Rozpakowywanie prezentów z babcią i próba konsumpcji papieru:-)

Ciocia Rozalka tłumaczy Kornelii jak działa zabawka, którą dla niej wybrała:-)

Na wigilii numer dwa znowu zaliczyliśmy ciasto i ok. 21 zwijaliśmy się do domu. Nasze dziecię było tak zmęczone całym zwariowanym dniem, że w ciągu 3 min. jazdy samochodem zasnęło na tyle, że w ubraniu położyliśmy ją spać. Obudziła się po godzinie i wówczas mogliśmy zrealizować wieczorny rytuał kąpieli i układania do snu.

W Pierwsze Święto w całej naszej trójce obudziło się lenistwo. Ten dzień spędziliśmy na oglądaniu dwóch filmów, zabawie nowymi zabawkami Kornelci i przytulaniu się nawzajem:-) Wieczorem poszliśmy do kościółka, nie mogąc się nadziwić, że spadł śnieg (czego nikt z nas się nie spodziewał, a już w ogóle Kornelia - bo co to tak na prawdę jest dla niej śnieg?).

W Drugie Święto natomiast oprócz leżącego śniegu już rano za oknem powitał nas mróz. Ja umówiłam się z moimi rodzicami na spacer z wózkiem, a Kornelkowy Tata kontynuował za mnie przyrządzanie kaczki na obiad. Pod wieczór natomiast pojechaliśmy na kawę i ciasto do teściów.

I tak minęły nam te pierwsze wspólne święta. Spokojnie, leniwie i rodzinnie:-) Dzisiaj natomiast taka troszkę kontynuacja, bo dalej leniwie, odrobinę się byczymy przed ekranem, ale też nieco aktywnie, bo byliśmy na dość długim spacerku:-)

A teraz dla Was trochę naszej świątecznej Kornelci, a co mi tam....może też się uśmiechniecie tak jak ja, kiedy widzę te zdjęcia:-)

"A co to za czerwony patyczek mi tu mama dała?"

"O, chyba robią zdjęcia"

"Jest i drugi, ten bardziej kolorowy"

"Ten jednak smaczniejszy"

"Sama już nie wiem....?"

"Oj, coś mnie bujnęło"

"Zobaczcie, mam Mikołaja na bucikach!"

"Hmmm,... co by tu zrobić do zdjęcia?"

"Pomacham im, niech się cieszą:-)"

"Mamy nawet mikrochoinkę, jest taka duża jak ja:-) Tylko co to właściwie jest ta CHOINKA?"



 




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kornelkowa Mama na tropie wysypki!

Test laktatora elektrycznego Canpol Babies Easy Start

Pawilon ogrodowy SANKT HANS z Jysk - co powiemy na jego temat?