Post dr Dąbrowskiej - moje pierwsze 3 dni

Dzisiaj jest mój 4 dzień na poście dr Dąbrowskiej.
Pewnie myśleliście, że skoro nie piszę to się poddałam i na post nie przeszłam? Nie,... co to to nie :-)

Nie pisałam, ponieważ ostatnie trzy dni walczyłam z bólem głowy, który na zmianę odpuszczał i znowu się pojawiał. W zasadzie we wtorek nie bolało mnie prawie wcale, ale zaangażowałam się w gotowanie i czasu jakoś było mało.

Zacznę jednak od opisu mojego samopoczucia po kolei.

Poniedziałek  nie był do końca regulaminowy, jesli chodzi o post. Niestety nie byłam w stanie zjeść śniadania na godzinę po przebudzeniu, ponieważ pojechałam do laboratorium na badania krwi i wróciłam do domu ok. 10.30, bo kolejka była strasznie długa. Wcześniej się cała wymierzyłam i zważyłam, zapisałam wyniki dla swojej wiedzy w zeszycie:-)
Łyknęłam mój Euthyrox N125 i wycisnęłam sok z marchwi, pietruszki, selera i jabłka. Wypiłam połowę z tego co wyszło i to było moje śniadanie.

Głowa rozbolała mnie już w przychodni, więc obstawiam że było to z głodu tak ogólnie, jak również z tego że byłam bardzo przejęta faktem rozpoczętego postu.
Jestem osobą, która wszystkim się stresuje, więc to drugie też jest wielce prawdopodobne.

W domu jako, że nie można na poście przyjmować żadnych leków, nie przepisanych przez lekarza, zjadłam na ból głowy 4 kuleczki ziela angielskiego - ziele należy rozrgyźć i połknąć popijając wodą. Najpierw nie wierzyłam, w takie szamańskie sposoby, ale po 20 minutach głowa bolała mnie mniej. Może nie wcale, ale było znośnie. 

Potem zjadłam jabłko, kanapki z kalarepy z pomidorem i bazylią, a na obiad zupę w typie "ramen", był to świeże warzywa (kapusta pekińska, papryka, marchewka i sparzony we wrzątku makaron z cukinii) zalane bulionem warzywnym i posypane świeżą kolendrą. 

II śniadanie: 
kanapki z kalarepy, pomidora i bazylii


Obiad: 
zupa w typie "ramen"

Podobną zupę zaserwowałam Kornelkowemu Tacie, tylko dodatkowo dostał on pierś z kurczaka, makaron był typowy do azjatyckiego jedzenia, a sam bulion przyprawiłam jeszcze sosem sojowym.
Kornelia zjadła makaron i pierś z bulionem i ugotowaną marchewką z wywaru, a co ucieszyło mnie najbardziej pytała o jeszcze wiecej zupki :-)
Po obiedzie znowu zaczęła mnie boleć głowa i znowu zjadłam ziele :-) 
Przeszło mi na tyle, że o 20 byłam już na siłowni na cotygodniowych zajęciach Salsation. 
Po powrocie na kolację weny było mi totalnie brak... zrobiłam sobie frytki z marchewki, selera (te mi kompletnie nie podeszły) i zjadłam bigosu z czerownej kapusty. Wszystko zapiłam zrobionym rano sokiem.

Kolacja: 
wymyślone spontanicznie frytki i bigos z czerownej kapusty, przygotowany dzień wcześniej

We wtorek obudziłam się rześka i bez większych bólów. Trochę miałam (w sumie nadal mam) sztywny kark, a do tego jakby bolały mnie wszystkie mieśnie. Zwaliłam to na ćwiczenia, chociaż byłam na zajeciach już nie pierwszy raz, a zakwasów nie miałam jak dotąd ani razu.
Drugi dzień zatem minął mi sprawnie i bezboleśnie. 
Trochę gotowałam: warzywa po grecku - bardzo dużo tarcia na tarce :-), szukałam pomysłu na warzywa z bulionu - wymyśliłam sobie zupę krem z pomidorów, wyszło bardzo smacznie, zjedliśmy wszyscy łącznie z Kornelią, tylko ona dla zachęty dostała groszek ptysiowy do zupy.

Dopiero pod wieczór lekko ćmiła mi głowa, ale to było znośne.
Moje menu wtorkowe prezentowało sie następująco:

Śniadanie: 
kalarepa z pomidorem w formie kanapek, marchewka, ogórek (tu popełniłam błąd, ale zreflektowałam sie przed zjedzeniem - świeżego ogórka nie powinno się jeść z pomidorem, zatem ogórek został do II śniadania), a do picia sok - najsmaczniejszy pod słońcem (tak mi sie we wtorek wydawało - z marchewki, pietruszki, jabłka, jarmużu i melisy)

Obiad: 
wspomniana wcześniej zupa krem z pomidorów z kolendrą (pasuje idealnie)

Kolacja:
papryka nadziana warzywami po grecku, kiszona kapusta i reszta soku, wyciśniętego rano

W międzyczasie gotując podjadłam kawałki marchewki, pietruszki, dużo piłam wody i herbaty ziołowej i głodu specjalnie nie czułam.

Środa niestety nie była już taka szczęśliwa dla mojego samopoczucia. Głowa pobolewała mnie od rana. Na początku było to znośne do tego stopnia, że dałam radę pojechać na siłownie i godzinę spędzić na bieżni i innych sprzętach. Pojechałam oczywiście po posiłku.
Dzień zaczęłam od zakwasu i śniadania.

Śniadanie: 
bigos z czerwonej kapusty, pomidor ze szczypiorkiem, marchewka, ogórek kiszony, papryka, a do picia woda z cytryną i herbata ziołowa (mięta, kolendra, kminek)

Sok, wycisnęłam dopiero po powrocie z siłowni, zjadłam też jabłko. 
Jeszcze wówczas ból głowy dawał żyć, ale potem pojechałam po Kornelię do przedszkola i tam miałam pogawędkę z jedną z pań wychowawczyń, co mocno podniosło mi ciśnienie i ból zaczął rosnąć w siłę....:(

Z nerwów obiadu nie sfotografowałam, ale była to lasagne'a z cukinii, warzyw po grecku (przesadziłam w nich z chilii ;-)) i pomidora. Było bardzo smaczne, ale byłam zbyt nerwowa, aby zarejestrować ten posiłek. Generalnie od powrotu z Kornelią z przedszkola miałam wahania nastrojów i trudno mi było zapanować na emocjami. 

Głowa bolała okrutnie, ziele angielskie nie przynosiło żadnych efektów. Wyciszyłam się dopiero wieczorem, gdy zabrałam się za wysiewanie rozsady papryk i bobu na nadchodzący sezon.

Na kolację razem z Kornelkowym Tatą zjedliśmy po pieczonym jabłuszku z cynamonem i borówkami.
Kolacja:
pieczone jabłko z borówkami i cynamonem

A po kolacji bardzo szybko jak na mnie, bo o 22 poszłam spać. Głowa przestała boleć rano, ale jeszcze o 5 gdy się ocknęłam na chwilę dalej czułam takie lekki ćmienie w skroniach.

Dzisiaj rano obudziłam się z dziwnym niesmakiem po śnie jaki miałam... śniło mi się, że przy przeglądaniu jakieś torby znalazłam pączka, tyle że tak trzydniowego :-) Zjadłam go, bo strasznie mnie ciągneło, a potem przypomniałam sobie że jestem na poście! 
Po przebudzeniu, aż się ucieszyłam że leżę w łóżku i nic jednak nie jadłam.

4 dzień postu, czwartek zaczęłam w dobrym nastroju, bez bólu głowy, ale za to z bólem kostki złamanej ponad 20 lat temu. Ciekawe czy to kryzys ozdrowieńczy? Trochę szybko, ale może...?

Przelałam do butelki mój drugi zakwas z buraków, a buraki pokroiłam w kostkę i na razie wrzuciłam do słoika, bo pójdą do barszczu ukraińskiego.
Zjadłam śniadanie, wypiłam sok, czekam na kuriera i teraz dla Was piszę :-)

Śniadanie: 
sałatka z kapusty pekińskiej, marchewki, pomidorów, dwóch plastrów kiszonego buraka z pietruszką i sokiem z cytryny, posypane ziołami, do tego woda z cytryną, herbata ziołowa i sok z buraka, pietruszki, marchewki, selera, jabłek i jarmużu

Muszę jeszcze skoczyć do sklepu po pietruszkę i selera do barszczu na jutro, ale to może poczekać. Dzisiaj na obiad leczo z cukinii, a na kolacje cukinia zapiekana z warzywami po grecku.

Trzymajcie kciuki za ciąg dalszy postu! 
Przydadzą mi się, bo najgorzej ciągle wymyślać nowe dania z warzyw :-)

Komentarze

  1. Powodzenia! U mnie też post, ale ten Wielki Post i różne wyrzeczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. robiłam dwa posty po dwa tygodnie! Najlepsze dla mnie i u mnie sprawdzają się soki ratowały mnie w każdym napadzie głodu!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kornelkowa Mama na tropie wysypki!

Test laktatora elektrycznego Canpol Babies Easy Start

Pawilon ogrodowy SANKT HANS z Jysk - co powiemy na jego temat?