Podróże małe i duże - początki znajomości Kornelkowych Rodziców
Witajcie!
Ciężko nam wyobrazić sobie życie bez Kornelki… ale
takie życie kiedyś istniało, choć powoli o nim zapominamy. Istotnym jego
fragmentem były nasze wyjazdy, na które czekaliśmy przez cały rok. Werble,
orkiestra tusz - Kornelkowy Tata zaprasza na nowy cykl „PODRÓŻE MAŁE, DUŻE I
NIE TYLKO KORNELKOWE”!
Z Kornelkową Mamą
poznaliśmy się… właściwie to historia dla najbliższych. Tak więc z Kornelkową Mamą jesteśmy od 02
lipca 2006. Na pierwsze wspólne wakacje pojechaliśmy dopiero we wrześniu 2007 roku,
wcześniej zadowalając się kilkunastoma wyjazdami jednodniowymi oraz jednym
wyjazdem kilkudniowym (sylwester, który zakończył się zderzeniem z TIRem –
temat na inną opowieść).
Tak więc pod koniec
sierpnia 2007 roku skorzystaliśmy z vouchera, który Kornelkowa Babcia zakupiła
dla siebie, a co do którego nie zanosiło się na rzeczywiste wykorzystanie. Voucher kierował nas do Szczyrku. Przypomnę
tylko, że jesteśmy z okolic Gdańska. Sorry za jakość zdjęć - aparat
fotograficzny kupiliśmy dopiero rok później, więc zdjęcia są z komórki
(nieśmiertelnej SE K750i).
Pojechaliśmy pociągiem do
Katowic, skąd pojechaliśmy do Oświęcimia PKS-em. Tam po raz pierwszy oboje
oglądaliśmy mieszczący się tam NIEMIECKI obóz zagłady. Tego samego dnia późnym
wieczorem pociągiem dojechaliśmy do Żywca, gdzie spędziliśmy kilka dni na
poszukiwaniu jaskini Chłodnej koło Twardorzeczki, zwiedzając muzeum browaru w
Żywcu, a także wydurniając się pod tamtejszym Tesco.
Następnie PKS-em pojechaliśmy do rzeczonego Szczyrku, gdzie noclegowaliśmy w pensjonacie „Panorama”, który swoje lata świetności ma albo po, albo przed sobą. Wspomnę rozpadający się prysznic, saunę o temperaturze 40 stopni, robaczywe grzyby tuż przed „hotelem”(wiem, to nie jest wina pensjonatu, ale nie mogłem się powstrzymać - robaczywe były wszystkie co do jednego!). Zdołaliśmy wdrapać się na Klimczok, wjechać na Skrzyczne i z niego zejść, oglądaliśmy skocznię na igielicie, dwa razy wylądowaliśmy w hotelu Klimczok na basenie i saunie, za którą wówczas po prostu przepadaliśmy.
W poszukiwaniu jaskini
Widok z góry
W żywieckim muzeum browaru (piwa się też tam napiliśmy, a Kornelkowa Mama stłukła pokal na "dzień dobry")
Następnie PKS-em pojechaliśmy do rzeczonego Szczyrku, gdzie noclegowaliśmy w pensjonacie „Panorama”, który swoje lata świetności ma albo po, albo przed sobą. Wspomnę rozpadający się prysznic, saunę o temperaturze 40 stopni, robaczywe grzyby tuż przed „hotelem”(wiem, to nie jest wina pensjonatu, ale nie mogłem się powstrzymać - robaczywe były wszystkie co do jednego!). Zdołaliśmy wdrapać się na Klimczok, wjechać na Skrzyczne i z niego zejść, oglądaliśmy skocznię na igielicie, dwa razy wylądowaliśmy w hotelu Klimczok na basenie i saunie, za którą wówczas po prostu przepadaliśmy.
Klimczok
Przy dobrej widoczności z Klimczoka było widać Tatry
Może nie mamucia skocznia, ale zawsze :-)
Ulice Szczyrku
Relaks na basenach w hotelu Klimczok
A gdy kalorie się spali, to... trzeba je uzupełnić :-)
Wygodnie wjeżdżamy na Skrzyczne.
A potem mniej wygodnie i po piwku schodzimy na dół. Zmiana ciśnienia spowodowała, że piwo szybko zaszumiało nam w głowach.
Kornelkowa Mama chce zostać celebrytką.
Kiedy nastał czas powrotu
PKS-em dojechaliśmy do Bielsko-Białej, skąd pociągiem z przesiadką w Katowicach
wróciliśmy prosto do domu.
Był to nas pierwszy dłuższy wyjazd (łącznie ponad 2 tygodnie), który do dziś pamiętamy, choć czasem warto sobie przypomnieć go lepiej – co niniejszym czynię. Wszystko było wówczas dużo prostsze, zaś Kornelki nie było nawet w najśmielszych planach. Nowe – dziecięce – wyzwanie pochłonęło nas do reszty, ale znów głód wypoczynku daje nam się we znaki. Może w przyszłym roku uda nam się go na chwilę zaspokoić?
Nasze plecaki już są gotowe na powrót do domu.
Był to nas pierwszy dłuższy wyjazd (łącznie ponad 2 tygodnie), który do dziś pamiętamy, choć czasem warto sobie przypomnieć go lepiej – co niniejszym czynię. Wszystko było wówczas dużo prostsze, zaś Kornelki nie było nawet w najśmielszych planach. Nowe – dziecięce – wyzwanie pochłonęło nas do reszty, ale znów głód wypoczynku daje nam się we znaki. Może w przyszłym roku uda nam się go na chwilę zaspokoić?
Udany wyjazd:-)tez czesto wracam do takich wspomnien.... u nas od zawsze Tatry.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki,buy za rok plany urlopowe Wam wypaliły:-)