Nie ogarniam tej kuwety, czyli jak wszystko wali mi się na głowę
Ostatnio nic nie pisałam, bo to co się w moim życiu dzieje, przechodzi wszelkie pojęcie.
Zaczęło się od kilku pinezek rozsypanych na chodniku. Zapytacie pewnie, co pinezki mogą mieć wspólnego z losami człowieka....? Cóż bardzo dużo, bo właśnie od nich zaczęła się moja zła passa:-/
A było to tak: Jak co dzień pewnego pięknego wtorku, dokładnie 10 marca poszłam z Kornelią na spacer. Pogoda była piękna, słoneczna a moja córka zasnęła w wózku dość szybko. Po chwili spacerowania usłyszałam dziwny syk i wózek zaczęło ściągać mi w lewą stronę. Spojrzałam na przednie, lewe, skrętne kółko i zauważyłam że coś się do niego przylepiło.... a nie, jednak się nie przylepiło, to była PINEZKA!!! Patrzę na pozostałe i na tylnym kole widzę kolejną! Ufff... poszła dętka tylko w przednim, tylne ok, bo wbiła się w grubsze miejsce na oponie. No nic,... pomyślałam sobie i jakoś próbowałam spacerować dalej (w sumie po płaskim było nieźle, raptem po dwóch godzinach bolały mnie nadgarstki od prostowania wózka).
Zadzwoniłam do Kornelkowego Taty i ustaliłam co i jak. W pobliskiej hurtowni dziecięcej kupiłam trzy dętki na wszelki wypadek i zadowolona miałam nadzieję, że wieczorem mąż zmieni mi tę pękniętą i temat zakończymy. Spacerując w międzyczasie zauważyłam jeszcze na drugim tylnym kółku kolejną pinezkę i w duchu przeklinałam tego, kto je na tym chodniku rozrzucił:-/
Niestety wieczorem okazało się, że temat zmiany dętki w skrętnym kółku Lupo Comfort nie jest taką prostą rzeczą,.... to niestety minus dla wózka, bo tego elementu konstruktorzy nie przemyśleli:-/ Opony i dętki nie da się zdjąć bez zepsucia bolca, który przytwierdza kółko. Tego jednak dowiedziałam się dnia następnego od serwisu w Poczesnej. Kornelkowy Tata wieczór wcześniej męczył się z tym chyba z godzinę i stwierdziliśmy, że odpuszczamy i jutro (czyli w środę) pojadę z kółkiem do rowerowego.
Po kontakcie z serwisem stwierdziłam jednak, że wózek trzeba wysłać pod Częstochowę, tym bardziej że nadal miał zepsutą blokadę. No dobra, serwis serwisem, ale czym będziemy z Kornelią jeździły? Przez tydzień, dwa? Nie wiadomo jak to długo potrwa....
Pożyczyłam więc starą Zagmę po mojej chrześniaczce i razem z Kornelkową Babcią na dwa wózki wróciłyśmy do domu. Zagmę trzeba było odświeżyć, więc zabrałam się za pranie tapicerki i wtem telefon od Kornelkowego Taty.... jego treść: "Kochanie nie denerwuj się, to nie jest żart,.... kurier furgonetką skasował nam tył naszego auta, zaparkowanego pod moją pracą,... przesunął nasz samochód o dwa metry, dlatego też mamy uszkodzony przód, bo auto wpadło na samochód przed nim..."
Słów mi zabrakło.... najpierw pierwszy mały pojazd uszkodzony, a teraz nie mamy też auta...? Jak to...? To za dużo na mnie jedną.
O szczegółach i zawirowaniach związanych z naszym samochodem nie będę pisywała, bo już mi brak słów... w każdym razie auto odebraliśmy dopiero wczoraj. Naprawa musiała być zrobiona w ASO, bo samochód jest (może był, bo nie wiem jak to po takich stłuczkach wygląda) na gwarancji. Tył jest uszkodzony dość mocno, choć nie wygląda... trzeba było wymieniać ścianę wewnątrz bagażnika i coś porobiło się ze sprzągłem i hamulcem, bo i jedno i drugie było zaciągnięte w trakcie uderzenia. Są drobne niedoróbki i będziemy wnioskowali o odszkodowanie tytułem utraty na wartości samochodu. Pewnie ubezpieczyciel sprawcy zdarzenia szczęśliwy nie będzie, zwłaszcza że już musiał na nasze auto wydać dobre 15 tys. złotych, no ale cóż.... "od tego oni są, od tego są oni" :-)
Wracając do tematu wózka, to jego wysyłka wymagała ode mnie przebiegnięcia połowy osiedla za kurierem... dobrze czytacie, przebiegnięcia i to w sensie dosłownym. Mianowicie kurier miał być między 13 a 16. Ja natomiast musiałam iść do przychodni. Więc temat postanowiłam ogarnąć ok 12, żeby o 13 być w pobliżu domu. Kurier jednak się pospieszył i przyjechał już o 12.36. Ja tylko przez długość ulicy go zauważyłam. Na szczęście byłam na spacerze z koleżanką, która przypilnowała Kornelii w wózku. Ja natomiast wdałam się w pościg za kurierem. Nim dobiegłam pod dom, już był na końcu mojej ulicy, więc ścigałam go dalej. W okrutnym wietrze, wreszcie zadyszana go dorwałam, a w zasadzie wbiegłam mu przed maskę auta....
Hołd składam serwisowi w Poczesnej, bo wózek wysłałam w poniedziałek a w środę był już z powrotem u mnie.
No i żeby tego wszystkiego było mało, zachciało mi się być importerem. Więc "babo" skoro chciałaś to masz.... ale to już historia na kolejny wpis. Teraz trochę czasu brak.
Na końcu muszę się jeszcze pochwalić, że Kornelia dwa dni temu skończyła 9 miesięcy!!! I z tego tytułu przebił się jej pierwszy ząbek:-) Drugi go goni, ale to kwestia jeszcze dwóch/trzech dni:-)
O szczegółach i zawirowaniach związanych z naszym samochodem nie będę pisywała, bo już mi brak słów... w każdym razie auto odebraliśmy dopiero wczoraj. Naprawa musiała być zrobiona w ASO, bo samochód jest (może był, bo nie wiem jak to po takich stłuczkach wygląda) na gwarancji. Tył jest uszkodzony dość mocno, choć nie wygląda... trzeba było wymieniać ścianę wewnątrz bagażnika i coś porobiło się ze sprzągłem i hamulcem, bo i jedno i drugie było zaciągnięte w trakcie uderzenia. Są drobne niedoróbki i będziemy wnioskowali o odszkodowanie tytułem utraty na wartości samochodu. Pewnie ubezpieczyciel sprawcy zdarzenia szczęśliwy nie będzie, zwłaszcza że już musiał na nasze auto wydać dobre 15 tys. złotych, no ale cóż.... "od tego oni są, od tego są oni" :-)
Wracając do tematu wózka, to jego wysyłka wymagała ode mnie przebiegnięcia połowy osiedla za kurierem... dobrze czytacie, przebiegnięcia i to w sensie dosłownym. Mianowicie kurier miał być między 13 a 16. Ja natomiast musiałam iść do przychodni. Więc temat postanowiłam ogarnąć ok 12, żeby o 13 być w pobliżu domu. Kurier jednak się pospieszył i przyjechał już o 12.36. Ja tylko przez długość ulicy go zauważyłam. Na szczęście byłam na spacerze z koleżanką, która przypilnowała Kornelii w wózku. Ja natomiast wdałam się w pościg za kurierem. Nim dobiegłam pod dom, już był na końcu mojej ulicy, więc ścigałam go dalej. W okrutnym wietrze, wreszcie zadyszana go dorwałam, a w zasadzie wbiegłam mu przed maskę auta....
Hołd składam serwisowi w Poczesnej, bo wózek wysłałam w poniedziałek a w środę był już z powrotem u mnie.
No i żeby tego wszystkiego było mało, zachciało mi się być importerem. Więc "babo" skoro chciałaś to masz.... ale to już historia na kolejny wpis. Teraz trochę czasu brak.
Na końcu muszę się jeszcze pochwalić, że Kornelia dwa dni temu skończyła 9 miesięcy!!! I z tego tytułu przebił się jej pierwszy ząbek:-) Drugi go goni, ale to kwestia jeszcze dwóch/trzech dni:-)
gratulujemy ząbka :) Nam wybiły się dwa w 7 miesiącu :) :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie zamawialam kuriera, ale... skoro mowil ze bedzie o tej i o tej to powinien poczekac, w razie gdyby Cie nie zastal. Tak mysle.
Pozdrawiam i zapraszam, Xavilove
Dziękujemy:-) Kurier twierdził, że by wrócił, ... tylko że centrala nawet moje nr tel. nie chciała, bo kurier według nich miał po prostu przyjechać, więc niestety ja jasnowidzem nie byłam....i nie wiedziałam czy wróci.
UsuńTo w ogóle jest absurd, bo jak czekam na przesyłkę, to do mnie dzwonią, a jak sama ją wysyłam to już nie?