Post dr Dąbrowskiej - trwam dalej 33/40/1

Pewnie część z Was myśli, że skoro nie piszę na blogu, to już dawno odpadłam z postu... :-)

Nie pisałam, bo byłam bardzo zajęta ostatnio przygotowaniami do targów, na których byliśmy w połowie marca, do tego było dużo imprez po drodze (moje urodziny i Kornelkowego Taty, do tego warsztaty w przedszkolu) na które robiłam rozliczne ciasta i słone przekąski. Na pisanie czasu nie znalazłam... niestety.

Trwam w poście dr Dąbrowskiej dalej. Dzisiaj mam swój 33 dzień. Zatem jeszcze tydzień i kończę. Samopoczucie mam bardzo dobre, głodu niemalże nie czuję za wyjątkiem sporadycznych "burczeń" w brzuchu i zwyczajnych zachcianek takich typowo wymyślonych "z głowy".

Odczuwam sporo pozytywów tej diety. Pierwszy z nich i chyba póki co najważniejszy, to fakt że od początku postu (dnia 1 i 3) nie boli mnie głowa. Wcześniej zanim zaczęłam spożywać takie ilości warzyw jak obecnie, prawie codziennie zmagałam się z bólami głowy, które zwalczałam dawką solpadeiny na zaledwie 3 godziny. Aby efekt utrzymać musiałam zjadać dziennie przynajmniej 4 tabletki tego leku. Teraz głowa w zasadzie mnie nie boli, czasem zdarzy mi się takie ukłucie, ale albo szybko przechodzi samo, albo po wypiciu herbaty na "globusa", o takiej:



Niestety prócz braku bólów głowy innych efektów zdrowotnych jeszcze nie widzę. Nie wiem też czy w ogóle jeszcze jakieś będą? 
Napewno niepodważalnym skutkiem ubocznym jest -13 kg na mojej wadze. Nie jest to jeszcze koniec mojej drogi ku wymarzonej sylwetce, bo mam do zrzucenia jeszcze przynajmniej 20kg, ale i tak, tak duży ubytek wagi w ciągu niecałych 5 tygodni postrzegam jako sukces :-)
Będę robiła wszystko, aby jeszcze trochę balastu zrzucić do wakacji, a przynajmniej nie zatracić tego czego już się pozbyłam.

Co do kryzysów ozdrowieńczych, prócz bólu złamanej nogi i bólów głowy na początku, to żadnych innych nie miałam... czyżbym nie była aż tak chora jak mi sie wydawało? A może organizm zamiast złogów i chorób żywi się moim wszędobylskim tłuszczykiem? :-) 

Załamań zdrowotnych nie było, natomiast psychiczne i owszem. Największy dopadł mnie w niedzielę, dokładnie 14 dnia mojego postu. Nic mi nie smakowało z dozwolonych warzyw. Denerwowało mnie to, że Kornelia nie chce zjeść rybki jaką dla niej przygotowałam na obiad, bo ja wtedy marzyłam o tym, aby poczuć w ustach smak ryby! Nakrzyczałam na nią nawet z tego powodu, a wreszcie sama sie popłakałam... Wtedy wydawało mi się, że nie dam rady, że przede mną jeszcze tyle dni. Ale jak widać nim się obejrzałam minęło następne 2 i pół tygodnia, a ja już odliczam dni do końca. Nie chce mi sie jeść, czasem nawet zapomnę że mam zjeść. Bez problemu przygotowałam ciasta i kolacje na te wszystkie uroczystości. Jedyne czego musiałam pilnować to odruchowego smakowania, bo ja uwielbiam gotować i smakować przyrządzane dania (a na poście to niemożliwe).
Czekam już na święta i na to, że będę mogła swobodnie gotować i jeść odpowiednio przyrządzone jedzonko. Teraz z wygodnictwa jem najczęściej surowiznę, albo gotuję leczo. Nie chce mi sie wymyślać i wysilać. Improwizacja skończyła się wykonaniem kilku dań od których mnie odrzucało, więc jeśli coś gotuję to już muszę być tego pewna. 

Pewniakiem np. na jutrzejsze śniadanie jest kalafiornica:


Jest to danie śniadaniowe, które zwykle robię sobie w sobotę lub niedzielę. Taki zamiennik jajecznicy, którą w tym czasie pałaszuje moja rodzina. 
W dni powszednie na śniadanie zwykle jest jakaś surówka lub sok/smoothie:








Do tego herbata ziołowa, a przed nią szklanka wody z sokiem z cytryny i pół kubka zakwasu z buraków. Staram się, mieć cały czas zakwas własnej produkcji, bo ten kupny mu smakowo do pięt nie dorasta i ciężko mi się go pije.

Pora obiadowa zwykle nakazuje mi przygotować do zjedzenia coś na ciepło. 
Zwykle jest to jakaś zupa krem, która powstaje z wywaru warzywnego (jak mam duży garnek bulionu to ze 3-4 dni są zupne, jeśli chodzi o obiad - nota bene muszę jeszcze na ten tydzień zrobić wywar, to pomysły na obiad mi się zepną), leczo lub spaghetti z cukinii:






Wieczorem na kolację zjadam zwykle jakieś fryteczki z marchewki i pietruszki (te z selera kompletnie mi nie smakują, a z dyni były strasznie miękkie), pieczone jabłko, "szarlotkę" z tartego jabłka i wytłoczyn po soku z marchewki, pieczoną cukinię lub ostatnio po prostu grejpfruta.



Przyznam się bez bicia, że ostatnio mi się nie chce tego wszystkiego gotować. Jedzeniowo tak trochę wegetuję, byle tylko dotrwać do końca. Początkowo starałam się, bardzo dużo czasu spędzałam przy garach, ale po niewypale w postaci zupy ogórkowej, która przekręciła mój żołądek, a także po warzywach po grecku, które kosztowały mnie sporo czasu, a kompletnie mi nie smakowały - dałam sobie spokój z kombinowaniem. 

Owszem były przepisy, które wyszły całkiem fajnie, np. pizza na spodzie z kalafiora. Co prawda ciężko się ją nakładało, ale smakowo wyszła całkiem przyzwoita (ta część z szynką była dla Kornelii, ale zjadła tylko pomidory i szynkę ;-)).


Jak widać na moich talerzach jest bardzo kolorowo, ale uczciwie przyznam, że nieco "jałowo". Na poście człowiek całkiem zmienia poglądy na żywienie. Wbrew pozorom nie tęskni za przekąskami czy słodyczami, ale za normalnością - za zwykłym kawałkiem chleba i jajkiem :-) 
Zaczyna też doceniać jak wielką rolę w potrawach odgrywają tłuszcze i np. kasze. Z warzyw nie da się zrobić np. prawdziwego ciasta na pizzę, a kalafior zawsze będzie kalafiorem :-)

Jestem jednak z siebie dumna, bo dzisiaj wiem że wytrwam do końca i że dużo osiągnęłam chociażby pod kątem samodyscypliny jeśli chodzi o post :-) Wiem też, że nie jest to mój ostatni post - powtórka będzie po urlopie, jakoś we wrześniu, kiedy będę miała jeszcze swoje pomidory :-)
Zaglądajcie zatem, bo co jakiś czas pojawi się nowy wpis :-) Może niedługo bardziej ogrodniczy? :-)



Komentarze

  1. Ciekawi mnie ta dieta :-) Te kilogramy przez Ciebie zrzucone... to spektakularne ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kornelkowa Mama na tropie wysypki!

Test laktatora elektrycznego Canpol Babies Easy Start

Pawilon ogrodowy SANKT HANS z Jysk - co powiemy na jego temat?